Pamiętam wymienionych w akcie erekcyjnym dygnitarzy ludowych Cichowlasa i Tuhego jako uczestników akademii organizowanych we wrzesińskim liceum. Córka Tuhego Danuta była o dwie klasy niżej w liceum. Pamiętam także wymienionych z nazwiska borzykowskich druhów i i tych, którzy byli w zarządzie.
 
      Co do samochodu GAZ to często go oglądałem. Na masce nad chłodnicą miał zamalowany ale dający się odczytać znaczek firmowy „Gorkowskij Awtomobilnyj Zawod”. Remiza dla niego i strażaków znajdowała się w posesji Józefa Gizelskiego w murowanym budynku o funkcjach magazynu. Stał między jego prawą oficyną (gdzie po odzyskaniu niepodległości mieściła sią od ulicy Agencja Pocztowa widoczna na przesłanym zdjęciu) a posesją dziadka Kacpra Paterskiego. Wstęp do niej był za solidną wysoką, żelazna bramą, na której…otwieranych wrotach  dzieciaki sobie ujeżdżały… Samochód był masowo używany w naszym wojsku na Wschodzie i po 1945 roku. Pochodził prawdopodobnie z demobilu. Była to 1,5 tonowa (stąd rosyjska nazwa „połutorka”) ciężarówka produkowana w ZSRR na licencji Forda AA od 1932 roku aż do 1950. Silnik 40 lub później 50 KM po rozgrzaniu mógł pracować nawet na nafcie …W borzykowskim aucie przerobionym na „wóz bojowy” zastąpiono skrzynię ładunkową z opończą całkiem nową skrzynią, dłuższą od wykonanej fabrycznie. Była wyższa z drewnianych  poziomych sosnowych listew. Z tyłu skrzyni umieszczono  otwierane drzwiczki  i szeroki stopień pod drzwiami. Po bokach drewniane ławki i miejsca na węże. Całość skrzyni i resztę karoserii pomalowano czerwoną farbą. Na środku podłogi były szyny – prowadnice, po których wsuwano motopompę. Motopompa  miała dwusuwowy silnik benzynowy nie pamiętam gdzie był produkowany ale ciekawostką jest, że ten typ silnika motopompy po zmodernizowaniu, w połączeniu ze skrzynią biegów  od samochodu IFA posłużył do napędu prototypu samochodu „Syrena” !. Z silnikiem motopompy nie było kłopotów, zaskakiwał łatwo ręcznie uruchamiany szybkim szarpnięciem  pionowej dźwigni.
Natomiast silnik GAZ-a  uruchamiany korbą zaskakiwał a trudem …i rzadko. Kręcący korbą zmieniali się nieraz kilka razy.. Kierowcą tego „wozu bojowego” bywał Roman Sroka pracujący w POM Kołaczkowo, posiadający motocykl WFM, prawo jazdy …a nawet co budziło podziw kolegów – miał suwmiarkę !  (Roman to brat Wandzi Frankiewicz. Ożenił się później z Florcią Dębicką).
      Druhowie borzykowscy starali się ćwiczyć w swej odpowiedzialnej i pożytecznej służbie. Zwoływani byli głosem trąbki jadącego rowerem kandydata na druha Henia K., który trąbiąc co chwilę objeżdżał wieś w kierunku Kołaczkowa i Pyzdr. Najczęściej  w kilku lub rzadziej w kilkunastu ćwiczyli przed remizą „na sucho” łącząc i rozwijając węże i dokręcając na końcu „prądownice”. Z wodą było krucho bo stawek Przewoźnego był płytki. Również drugi stawek na końcu wsi należący do łąki pani (jak wtedy mawiano) Przybyliny też groził zatkaniem błotem „węża tłoczonego i odcinków ssawnych”…Pozostawał więc najodleglejszy stawek-torfiak na łące, nieco dalej ale po prawej stronie drogi do Pyzdr.  Pamiętam jak jeden raz wóz bojowy „GAZ ” tam dojechał i ćwiczono wypompowując sporo wody ze stawku.
„GAZ” nie zdołał dojechać do pożaru stodoły p. Dębickiego – ojca Florci… Sprzęt gaśniczy dojechał dowieziony furmanką i końmi p. Galanta.  Jednak pożar wywołany przez ciężarówkę w stodole strawił stodołę…
      Były jeszcze za mojego dość wczesnego dzieciństwa dwa pożary w Borzykowie.. Jeden wybuchł w „znacjonalizowanym” pałacu Leitgeberów, wtedy zamieszkałym przez wiele rodzin. Zapaliło się przepierzenie w lokalu przydzielonym rodzinie Łyszkiewiczów. Wystąpiło znaczne zadymienie ale pożar ugaszono i budynek pałacowy ocalał.
W latach 50. od uderzenia pioruna spłonęła duża stodoła należąca dawniej do majątku ziemskiego Leitgeberów. Nie naprawiono budynku. Pan Łyszkiewicz z cegieł rozbiórkowych „pobudował się” przy drodze do Gorazdowa.